Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

sobota, 20 lutego 2016

I po wiośnie...

Witam Was bardzo ciepło.
Wiedziałam, że wiosna w połowie lutego to nie jest dobry pomysł. Byłam pewna, że zima jeszcze wróci i ....wróciła. Te prawie wiosenne dni obudziły we mnie ogrodowego zwierzaka i już byłam gotowa zacząć pierwsze prace. Pewnie bym tak zrobiła gdyby dzisiejsza sobota była wciąż wiosenna ale niestety - poranek pozbawił mnie nadziei. Z drugiej strony to chyba dobrze, że zima wróciła teraz. Niech sobie posypie śniegiem, może nawet trochę pomrozi a potem nadejdzie ta właściwa wiosna.
Jedno muszę przyznać - poranny widok z okna spowodował, że pierwszą czynnością poranną w dniu dzisiejszym było zrobienie kilku zdjęć. Z okna i przez szybę ale uwieczniłam te unikatowe w ostatnich czasach obrazki. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Miłego weekendu kochani!

niedziela, 14 lutego 2016

W poszukiwaniu wiosny...

Witajcie kochani!
Ja wiem, że mamy dopiero połowę lutego ale gdy trafi się taki dzień jak dziś trudno nie myśleć o wiośnie. Od rana świeciło piękne słońce.
Ptaki śpiewały i powiewał lekki ale wcale nie zimny wiaterek. Postanowiłam sprawdzić co się dzieje w ogrodzie. Nie wiem czy się martwić czy cieszyć ale rośliny zachowują się tak, jakby zimy już być nie miało. Przede wszystkim krokusy - w różnych zakątkach śmiało powychodziły z ziemi a w środeczku niektórych rozet widać już czubeczki pączków kwiatowych.
Tulipany też już są na powierzchni, niektóre całkiem spore.
Młode, zielone listeczki wypatrzyłam w kępkach firletek
i orlików.
A tak wyglądają kępy maków ogrodowych:
Pękają pąki piwonii drzewiastej:
Obiecująco wyglądają różaneczniki i azalie.
I gałązka bzu:
Leszczyna Contorta obsypana jest kotkami,
ale i na niej pojawiły się już młode listki.
Kępy traw szumią na wietrze a iglaczki robią się coraz bardziej zielone.
Myślicie, że to rzeczywiście wiosna się zaczyna? Osobiście nie miałabym nic przeciwko temu, mielibyśmy wspaniały i bardzo długi sezon.
Na koniec coś specjalnie na prośbę Aniki. W poprzednim poście (tu) opisałam historię naszej sosny himalajskiej. Brakowało mi jednak zdjęć z ubiegłego roku więc dziś to nadrabiam.
Jak widzicie, sosna ma już ładną, prawie kulistą koronę a tuje odbudowują utracone boki.
Dla Ciebie Aniko zdjęcia pnia i kory tej sosenki.
Pozdrawiam Was ciepło i wiosennie!

wtorek, 2 lutego 2016

O pewnej sośnie

Witajcie kochani!
To było pierwsze drzewo posadzone w naszym ogrodzie. Był rok 2005, ogród świecił pustkami, powoli tworzyliśmy pierwsze rabaty. Oczami wyobraźni widziałam ogromne i dorodne rośliny - krzewy i drzewa sięgające nieba.
Zobaczyliśmy ją w pewnym centrum ogrodniczym i od razu skradła nasze serca.
 Ta czarująca roślina to sosna himalajska. Sadzonka była dość duża, miała około 1m wysokości i była ładnie ukorzeniona. Zachwyciły mnie jej bardzo długie i o dziwo - miękkie igły układające się na kształt parasolek. To była pokusa nie do odrzucenia, sosenka wróciła z nami do domu.
Jak wskazuje nazwa w stanie naturalnym ta odmiana rośnie w Himalajach i osiąga do 50 metrów wysokości. W naszych ogrodach jednak nie powinna przekroczyć 15 m i to w sprzyjających warunkach. Jej tempo wzrostu jest średnie, po 10 latach powinna mieć około 3m. Czemu o tym wspominam? Mając na uwadze podstawowe wiadomości na temat jej uprawy szukałam odpowiedniego stanowiska w ogrodzie. Wybór padł na rabatę w samym centrum ogrodu. Rabata ta jest w kształcie półkoła o średnicy około 5m. Pomyślałam, że nawet jak drzewo mocno się rozrośnie to spokojnie się zmieści w obrębie grządki.
Po przygotowaniu stanowiska odbyło się rodzinne sadzenie pierwszego drzewa.
Niewiele mam zdjęć z tamtego okresu a te które są mają marną jakość ale zawsze to jakaś pamiątka.
Sosenka zajęła jak widzicie niewielką część rabatki i wyglądała bardzo samotnie więc po obu jej stronach posadziliśmy jeszcze niewielkie tuje, sadzonki własne. Ich żółto wybarwiające się igiełki ładnie kontrastowały z lekko szarą zielenią sosny. Przeczytałam też, że ten gatunek sosny wykazuje niepełną mrozoodporność, lubi stanowiska słoneczne ale osłonięte od wiatru. Martwiłam się więc czy nasza sadzonka nie przemarznie na odkrytym stanowisku. Nic takiego jednak się nie stało.
Drzewko pięknie się przyjęło i systematycznie nabierało objętości. Po trzech latach było już wysokie na ponad 2 m. Zdjęcia poniżej zrobiłam w maju 2008 roku.
Nie mogłam się nadziwić, że tak szybko rośnie! Przecież dopiero po 10 latach miało osiągnąć 3 m.
Na końcach gałązek pojawiały się wciąż nowe miotełki a sosenka pęczniała z każdym miesiącem.
Lipiec 2008:
Widok z drugiej strony:
Końcem lata 2008 roku dolne gałęzie sosny zajmowały już całą szerokość rabaty.
Wiosną 2009 roku przyrostów było już o wiele więcej.
Zaczął się też zmieniać pokrój rośliny - coraz wolniej wzrastała do góry a coraz szybciej wszerz, sąsiadujące z nią tuje zaczęły ją doganiać.
Lipiec 2009:
Rok 2010 - tuje zaczęły się przytulać do sosenki - a może odwrotnie?
Przestało mi się to podobać, już wtedy wiedziałam że ten trójkąt nic dobrego nie wróży. Dolne gałęzie sosny były coraz dłuższe, pokładały się po ziemi. Biedne tujki w miejscach "przytulenia" zaczęły brązowieć i tracić igły, w tych samych miejscach gałęzie sosny jakby dziczały. Przyszedł czas na poważne decyzje - trzeba ciąć. Nie bardzo wiedziałam jak się do tego zabrać. Było już jasne, że roślina nadal będzie się rozrastać na boki i nie ma mowy o uformowaniu z niej stożka. Usunąć te piękne tuje? Mowy nie ma! Znalazłam inne rozwiązanie. Pomimo ostrych protestów męża postanowiłam usunąć dolne piętro sosny a całą resztę stopniowo korygować na kształt ogromnej kuli. Ryzykowne przedsięwzięcie ale innego pomysłu nie miałam. Więc stało się...
W pierwszej chwili o mało się nie popłakałam! To jedno, najniższe piętro to było 2/3 rośliny. W dodatku okazało się, że sosenka ma krzywy pień. Założyliśmy naciąg ale niewiele pomógł.
Pozostało tylko zająć się koroną i odpowiednim cięciem spowodować jej zagęszczenie. Staram się ją przycinać tak, żeby wizualnie zminimalizować krzywiznę. Przycinam krócej gałęzie po stronie w którą roślina jest pochylona.
Rok 2011:
Rok 2014:
Teraz kompozycja wygląda już dość dobrze. Korona tworzy zwartą, gęstą kulę. Opuściłam też nieco dolne gałęzie, co skutecznie ukryło część krzywego pnia. Cięcie przeprowadzamy raz w roku. To prawdziwe wyzwanie - wysoka drabina i długie nożyce. Cieszę się jednak, że roślina nie ucierpiała i wyraźnie polubiła swój nowy kształt. No i tuje uratowałam!
Chciałam Wam na koniec pokazać jak sosenka wyglądała w ostatnim sezonie ale znalazłam tylko jedno zdjęcie na którym widać kawałek dolnej części korony.
Może moje skromne doświadczenia pomogą komuś podjąć trudne, ogrodowe decyzje - wszyscy uczymy się na błędach.
Dziękuję za odwiedziny i serdecznie pozdrawiam.