Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

wtorek, 27 sierpnia 2019

MrGreen - ostatnie zasilanie

Witam serdecznie.
To już ostatni post dotyczący zasilania preparatami mikrobiologicznymi MrGreen dlatego pozwolę sobie zrobić małe podsumowanie.
 Dzięki uprzejmości producenta nawozów MrGreen przez cały sezon miałam okazję obserwować działanie dwóch rodzajów preparatów - do roślin ozdobnych i do warzyw.
O właściwościach tych preparatów pisałam już wielokrotnie. W skrócie główne informacje można wyczytać na ulotce a więcej informacji bezpośrednio na stronie producenta.
Ostatnią dawkę nawozu dostały wybrane przeze mnie do testowania rośliny ozdobne.
Są to głównie różyczki rabatowe. Bardzo zależy mi na tym, żeby w naszym ogrodzie rosły róże. Wcześniejsze próby pokazały, że nie czują się u nas dobrze. Piaszczyste i mocno przepuszczalne gleby nie sprzyjają uprawie róż. Do tego doszły jeszcze bardzo wysokie temperatury i długotrwała susza. Podlewamy ogród, a jakże :) Bez tego rośliny nie przeżyłyby pewnie lata ale to tylko namiastka potrzeb. Mam jedną perełkę, która dobrze sobie radzi - to róża pnąca przy altance ale z odmianami wielkokwiatowymi jest problem. Dlatego postanowiłam spróbować z różyczkami rabatowymi. W ubiegłym roku sadzonki ładnie się przyjęły a w tym roku rabatka pięknie się zagęściła. Jestem pewna, że taki efekt uzyskałam właśnie dzięki wsparciu w/w preparatów.
Jesienią ubiegłego roku, po pierwszym sezonie różana rabatka wyglądała tak:
Teraz jest tu o wiele bardziej bogato, trudno dostrzec pojedyncze krzewy.
Trochę żałuję, że pomieszałam na rabacie róże rabatowe i miniaturowe bo mają inny pokrój. Na pewno to zmienię w przyszłym sezonie. Zrobiłam sadzonki, które na razie nieźle rokują więc jak się uda to będę miała do podmiany kilka własnych krzewów.
Różyczki kwitną właściwie bez przerwy choć z różną intensywnością.
Najwięcej kwiatów mają czerwone, rabatowe.
To silne i zdrowe krzewy. Nie licząc wiosennego ataku mszycy przez cały sezon nie zauważyłam żadnych niepokojących zmian na liściach a ilość kwiatów była oszałamiająca.
Czerwone róże miniaturowe miały problem wiosną. Na liściach pojawiły się ciemne plamy i wyglądały jak jesienią. Wszystko wróciło do normy już po dwóch zasilaniach - pojawiły się młode, zdrowe listki i piękne kwiaty. Przez ostatnie dwa tygodnie miały przerwę w kwitnieniu ale znów zawiązały pąki i teraz wyglądają tak:
Podobnie było z jedyną na tej rabacie żółtą różą rabatową, która kwitnie nadal.
Osobiście jestem zachwycona efektami bo w historii naszego ogrodu takich różyczek jeszcze nie miałam.
Pomiędzy różyczkami zasilałam też młodą sadzonkę hortensji Anabelle.
Nie zakwitła w tym roku ale żyje i ma się dobrze. Mam nadzieję, że za rok doczekam się pierwszych kwiatów.
Niezły krzewik już wyrósł :)
Spektakularny sukces jednak to uratowany rododendron. Wiosną nie wyglądał źle, miał piękne pąki. Ale w maju zaczął marnieć, liście się poskręcały a pąki kwiatowe rozsypywały się w dłoniach. Dla przypomnienia - wyglądało to tak:
Po kolejnych zasilaniach preparatami MrGreen roślina zaczęła się zmieniać i to bardzo szybko. Rzadko obserwuje się tak spektakularne zmiany. Dziś krzew zmężniał, rozrósł się mocno i zawiązał wiele pąków.
Różnicę widać gołym okiem :)
Zasilałam jeszcze dwie młode piwonie ale tu nie mam co pokazać bo to odmiany chińskie, u których dość szybko zamiera część nadziemna. Mam nadzieję, że dokarmione sadzonki w przyszłym roku zachwycą mnie swoimi kwiatami.
Co by nie opowiadać działanie nawozów jest niezaprzeczalne i mogę z czystym sumieniem polecić go wszystkim zainteresowanym. Pozwolę sobie przypomnieć, że kupon rabatowy na zakup preparatów MrGreen jest wciąż aktualny (do 30 września) a znajdziecie go w prawym, górnym rogu bloga.
O działaniu preparatów na warzywa pisałam w poprzednich postach.
To było ciekawe doświadczenie. Serdecznie dziękuję producentowi za możliwość przetestowania tych znakomitych nawozów.
Serdecznie pozdrawiam!

wtorek, 13 sierpnia 2019

Spacer po ogrodzie

Witam Was cieplutko!
Obiecałam ostatnio spacer po ogrodzie więc serdecznie zapraszam.
Niestety nie bardzo mam się czym pochwalić. Mało co kwitnie i w zasadzie niczego nowego już nie oczekuję. Mam wrażenie, że sezon letni dobiega końca a przecież nie mamy jeszcze połowy sierpnia.
Tu, na południu wciąż mamy gorąco a susza bardzo roślinom doskwiera. Ostatnio nawet trochę pada ale ziemia jest tak sucha, że już godzinę później po deszczu nie ma śladu. Wczoraj też mieliśmy alert pogodowy, straszyli gradem. Dotychczas gradobicia szczęśliwie nas omijały ale w czasie ostatniej burzy wyładowanie poszło po drutach i spaliło nam router. Tylko jeden trzask :) Nie zdążyłam zareagować bo burza była jeszcze daleko a jednak.
Zawsze wiem, kiedy będzie padać :) Najpierw słychać jazgot ptaków, nadlatują całe gromady i siadają na drutach.
Potem zapada cisza. Potrafią tak siedzieć bardzo długo. Zabawna sprawa - wszystkie siedzą odwrócone w jedną stronę, w tą z której napływają chmury.
Czasem zrywają się, zataczają krąg i znów wracają w poprzednie miejsce.
To sygnał, że trzeba wyjść i pochować co nieco - tak na wszelki wypadek.
Dużo ostatnio pracuję w ogrodzie. Ogród powoli się starzeje i najwyższy czas zająć się niektórymi roślinami. Przy okazji spaceru pokażę Wam kilka takich "renowacji".
Zaczniemy od skarpy przy tarasie. Jeśli pamiętacie, główną ozdobą skarp po obu stronach schodów są cztery tawuły szare odmiany Grefsheim. Posadziłam je tu w kwietniu 2009 roku więc mają już ponad 10 lat. Osiągnęły rozmiary około 2 metrów wysokości i średnicy. Przycinałam je lekko co roku ale tylko w celu utrzymania ładnego kształtu. Jeszcze wiosną tego roku wyglądały tak:
Kwitnienie to tylko piękna chwila ale w takim widocznym miejscu krzewy muszą wyglądać efektownie przez cały sezon. Wcześniej tak było, przewieszające się fontannowo gałązki były zieleniutkie. Nie sposób jednak usuwać po każdym kwitnieniu tak licznych kwiatostanów. Młode gałązki wyrastają na końcach starszych a wnętrze krzewu powoli się starzeje, wypełniają go suche kwiatostany z ubiegłych lat. Długo zwlekałam z radykalnym cięciem ale w tym roku susza i palące słońce sprawiły, że postanowiłam to zrobić. Bolało, a jakże :))) Zawsze cierpię w takich sytuacjach ale w ten sposób uratowałam już nie jedną roślinę w ogrodzie. Tawuły ścięłam jakieś dwa tygodnie temu, równo z powierzchnią tarasu - zostały końcówki grubych, zdrewniałych gałęzi. Przez pierwsze dni podglądaliśmy z mężem trochę zaniepokojeni czy krzewy odbijają. Odbiły! Dziś wyglądają tak:
Jestem już spokojna i pewna, że wkrótce znów będę tu miała śliczne tawuły.
Poniżej tawuł szarych rosną inne tawuły - Golden Princess. Przycinam je zawsze po przekwitnięciu i znów wypuszczają mnóstwo młodych listków, tak jak teraz.
Lubię patrzeć na ogród z tarasu. Jest dość wysoki więc mam ładny widok na pobliskie rabatki :)
Z lewej strony widzimy rabatkę różaną. Niedawno ubolewałam nad pustymi gazonami bo musiałam wyciąć spalone słońcem paprocie. Spójrzcie jakie śliczne odrosły - wyglądają tak samo jak wiosną.
Różyczki zrobiły sobie przerwę w kwitnieniu i mają w tej chwili tylko pojedyncze kwiaty.
Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec kwitnienia. Na brzegach rabatki, tam gdzie teraz jest płotek rosły sobie jeszcze niedawno łany goździków. Pięknie to wyglądało  ale miałam zbyt wiele pracy z przycinaniem i z myślą o przyszłości postanowiłam je usunąć. Dzięki płotkom nie muszę ciągle wybierać kory ze żwirku :) Wzdłuż płotków nasiałam mnóstwo kwiatów jednorocznych. Niestety susza zrobiła swoje. Wiele nasion wogóle nie wykiełkowało a te, które wzeszły też nie wyglądają zbyt okazale. Honor uratowały niezłomne aksamitki.
Bardzo się cieszyłam na kwiaty godecji, to prześliczna roślina. No i kwitnie, kępki są niewielkie ale i to cieszy.
Mam tu też kilka miniaturowych papryczek,
i koleusy, które nie bardzo chcą się rozrastać.
Wyrósł też uroczy słoneczniczek niewiadomego pochodzenia. Podejrzewam, że to prezent od ptaszków które bardzo bałaganią w korze - tak na przeprosiny :)
Z prawej strony znajduje się podobna rabatka ale rosną na niej azalie.
Za rabatką widać wejście do altanki. Altanka bardzo zarosła. W trzech rogach panoszą się hortensje pnące a na nich ostatnie kwiatuszki.
Dach szczelnie porastają miliny. Wciąż jeszcze kwitną ale tylko czerwone, żółtych kwiatów w tym roku jak dotąd nie było.
A w czwartym roku actinidia, która zaowocowała ....winogronami :)
Wstyd się przyznać ale winogronowe pędy zauważyłam dopiero wtedy, gdy pojawiły się owoce. Nie mam pojęcia jak to się mogło stać, winogrona mamy w całkiem innej części ogrodu. Nie powiem, spodobał mi się ten duet i chyba tak zostawię.
Na ślimaku wyróżnia się teraz pięknie czerwony berberys i wszędobylskie, białe wilczomlecze które same się powysiewały po całym ogrodzie. Lawendę już przycięłam, szkoda że już nie rozsiewa swojego zapachu.
Po raz drugi w tym sezonie przycięłam trzmielinkowe obwódki i bukszpany po drugiej stronie ścieżki.
Usunęłam też przekwitnięte kwiatostany białych rozchodników wzdłuż obwódek, teraz znów są czerwone i ładnie kontrastują z żółciutką trzmieliną.
Na wprost, za zakrętem widać rabatę z miskantami rosnącymi po obu stronach wiśni japońskiej.
Miskanty są znacznie mniejsze niż zazwyczaj. Jeszcze pewnie podrosną ale nie jestem pewna czy zakwitną tak spektakularnie jak w innych latach.
Obok, na cypelku rozrasta się Zebrina, wygląda dość dobrze - to już stara, wielka kępa uroczej trawy.
Skręcamy w prawo i przechodzimy obok okrągłej rabatki z Limonką.
Tu udało mi się wyregulować obwódkę z bukszpanów i zrobić trochę więcej miejsca dla rozrastających się żurawek. Limonka ładnie się zagęściła ale wytworzyła bardzo skromne kwiatostany.
Dalej miałam jeszcze więcej cięcia.
Po prawej stronie musiałam przyciąć młode bukszpany i wielki krzew biało - zielonej trzmieliny.
Kwitną tu wciąż gailardie.
Po drugiej stronie ścieżki też było mnóstwo cięcia. Najpierw szpaler tawuł:
Potem dereniowe trio :) Derenie rosną bardzo szybko więc jedno cięcie w sezonie to mało by zachować taką formę.
Nie przycięłam kosodrzewiny za dereniami. Już czas zacząć formowanie bo robi się ciasno ale nie bardzo wiem jak się za to zabrać.
Potem przycięłam kolejny, ogromny bukszpan. Przy tak dużych okazach cięcie jest bardzo istotne bo zbyt długie gałązki powodują, że krzew zaczyna się rozwarstwiać.
Paprocie na paprociowisku w tym roku poległy, nie poradziły sobie z palącym słońcem. Przykro było mi patrzeć na późnojesienną rabatę z brązowymi pióropuszami więc je ścięłam.
Paprotki jednak się nie poddały, za jakieś dwa tygodnie będzie tu znów zielono :)
Przy okazji podregulowałam nieco rosnące tu krzewy - biały bez, żółtą pęcherznicę i wielki, stary dereń.
Za dereniem rośnie jeszcze czerwona pęcherznica a przed nią Anabelka.
Obok Anabelki pigwowiec z dojrzewającymi owocami.
Pokazałam Wam dziś tylko niektóre fragmenty prawej części ogrodu, ciąg dalszy spaceru już wkrótce bo i tak post wyszedł mi bardzo długi:)
Trudno się tu u nas nudzić a sekator to u mnie podstawowe narzędzie pracy. Czasem pomagam sobie taką małą przycinarką na baterie ale nie wszędzie się sprawdza.
Pracę w ogrodzie trzeba po prostu kochać bo inaczej zakładanie takiego ogrodu nie ma sensu.
Na koniec mała zajaweczka z lewej części ogrodu :)))
Pozdrawiam wszystkich bardzo ciepło!