Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

czwartek, 27 lutego 2020

Niecierpliwość

Witam serdecznie.
Ostatnio bardzo mnie "nosi". Zapewne to wina zmiennej pogody. Są dni, że powietrze pachnie wiosną i czuć już powiew ciepłego wiatru. Gdy słoneczko zajrzy przez okno mam ochotę pobiec do ogrodu i rozpocząć wiosenne porządki. Właściwie to już zaczęłam:) Były dwa super ciepłe dni i nie mogłam się powstrzymać. Udało mi się wyciąć ogromną kępę Zebriny. Okazało się, że młode źdźbła już się pchają na powierzchnię. Posprzątałam też część rabaty z liliowcami. Tylko część bo pogoda się popsuła i nadeszła "pora deszczowa". Temperatury spadły i wróciły nocne przymrozki. Może to i dobrze bo przecież jeszcze luty się nie skończył i nie można wykluczyć powrotu zimy.
Dzisiejszy dzień jest jak cztery pory roku. Rankiem było biało. Tak, tak, sama nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Rabatki posypane białym puchem to ostatnio rzadkie zjawisko. Pomyślałam, że czas na zimowy spacer i zdjęcia w unikalnej scenerii. Zanim jednak wyszłam z łazienki spadł deszcz a po śniegu nie było już śladu. Około godziny 11 wyszło słoneczko więc wybrałam się do ogrodu.
Trochę się rozczarowałam bo pomimo słońca ziąb był okrutny a porywisty wiatr dodatkowo potęgował odczucie chłodu.
Na wielu blogach widziałam już pięknie kwitnące krokusy, przebiśniegi i inne wczesnowiosenne kwiaty. U nas zawsze, wszystko jest później. Taki paradoks bo mieszkam przecież na południu:)
Ku mojej radości znalazłam pierwsze krokusy!
Największa kępka jak co roku pojawiła się tuż przy altance.
Są tylko pączusie ale i tak cieszą ogromnie:) Ta kępka schowała się pod źdźbłami rozplenicy, której nie zdążyłam niestety jeszcze wyciąć.
Pierwsze, pojedyncze krokusiki znalazłam też na skarpie wzdłuż domu.
Skarpę porasta gęsto barwinek ale krokusom to nie przeszkadza podobnie jak prymulkom, goździkom czy orlikom, które pojawią się tu w trakcie sezonu. Taki barwinkowy dywan to gwarancja zielonej skarpy przez cały sezon, no i rozwiązany problem chwastów, które rzadko się tu wysiewają.
Wśród barwinków na tej samej skarpie mam trzy krzewy pigwowca. W czasie kwitnienia wygląda to przepięknie. Pigwowce są już bardzo niecierpliwe i mam wrażenie, że lada moment pąki zaczną pękać.
To chyba niedobrze, nie chciałabym żeby zmarzły.
Spacerując tak po ogrodzie układam sobie plan koniecznych do wykonania prac i staram się zapamiętać to, co do zrobienia jest w pierwszej kolejności.
Zwróciłam uwagę na hortensję pnącą przy altance - tej zimy nie zrzuciła liści.
Trzeba je będzie wyskubać i to szybko, bo nowe pąki są już spore. To mnóstwo pracy, hortensja ma ponad dwa metry. A swoją drogą to resztki zeszłorocznych kwiatów wciąż wyglądają urokliwie.
Trzmielinkowe obwódki wciąż mają zimowe barwy - trochę złota, trochę zieleni i odrobina czerwieni.
Pojawiły się tulipany - zbyt wcześnie i to mnie martwi.
Na wycięcie czekają zeszłoroczne gailardie. Nie zrobiłam tego jesienią a szkoda.
Potem hortensje, których zasuszone kwiatostany wyglądają bardzo romantycznie:)
O tej porze najbardziej lubię jednak zimozieloną część ogrodu, tu mam wrażenie, że szary okres już przeminął. Piękną zielenią cieszy kosodrzewina.
Zieleń tego zakątka przełamują dereniowe drzewka, których gałązki są wciąż czerwone.
Tutaj znalazłam też takie oto maleństwa:)
Dalej jest jeszcze bardziej zielono. Ogromne bukszpany, świerki Conica i cyprysik groszkowy.
Za nimi ogromna sosna himalajska ze złotymi tujami po bokach.
Ze złotych tui zostało właściwie niewiele: W ubiegłym sezonie zostały skrócone o dobre 2 metry. Zamierzam je prowadzić jako kule takiej właśnie wysokości. Dzięki temu sosna może się swobodnie rozrastać na boki. To ogromne i piękne drzewo o bardzo długich, miękkich igłach.
Historię jej formowania opisałam już wcześniej na blogu, teraz jej korona rozrasta się w formie kuli.
Kolejna rabata to kolejny eksperyment. Nieco drastyczny ale w momencie, gdy duże rośliny zaczynają w siebie wrastać nie warto czekać z cięciem bo można stracić wszystkie.
Napracowałam się w tym zakątku bardzo, wiele gałązek musiałam wyciąć. Wielki żywotnik w środku został podcięty od dołu na około 1,5 m a skrajne jałowce ogołociłam doszczętnie, nadając im formę bonsai. Przynajmniej taką mam nadzieję:))) Ten sezon pokaże, czy to był dobry pomysł.
Dużym zaskoczeniem była spora kępka maków - w lutym???
Więcej zdjęć nie zrobiłam bo nagle zrobiło się ciemno, sypnęło najpierw drobnym gradem a potem śniegiem - musiałam uciekać:)
Mój "wiosenny" ogród szybko się zmienił.
Widok z tarasu:
i widok z góry.
Teraz śniegu już nie ma, to był tylko kolejny, zimowy incydent.
Byle do wiosny kochani:)
Serdecznie pozdrawiam.