Długo mieszkaliśmy w blokowisku. Tu dorastały nasze dzieci. Gdy były malutkie kupiliśmy niewielki ogródek działkowy i chyba wtedy zaczęła się nasza przygoda z ogrodnictwem. Najpierw własne warzywka i owoce, żeby dzieci zdrowo się odżywiały. Potem zaczęło przybywać roślin ozdobnych i kwiatów. Z czasem dzieci dorosły i zaczęły żyć własnym życiem. Na działce gospodarowali rodzice, bo my mieliśmy coraz mniej czasu. Wpadaliśmy czasem na grila, czasami pozbierać owoce. Niestety do działki trzeba było dojechać.
Mówią, że z upływem lat coraz bardziej ciągnie człowieka do ziemi. Zaczęliśmy z mężem marzyć o kawałku własnego ogródka, ale tak "pod oknem". Rano wypić kawę słuchając śpiewu ptaków, wieczorem posiedzieć na schodach i popatrzeć na gwiazdy. W końcu postanowiliśmy spełnić marzenia, lepiej późno niż wcale.
W grudniu 2004 roku zostaliśmy szczęśliwymi właścicielami dość sporej działki z domem do remontu. Taki prezent na święta. Prawie 2300m2 do zagospodarowania - uwielbiam takie wyzwania. Wokół lasy i rzeczka, wymarzone miejsce na spędzenie reszty życia.
Mój przyszły ogród nie wyglądał najlepiej, ale w końcu był grudzień i gruba warstwa śniegu przykrywała wszystko.
Wszędzie stały stare drzewa owocowe. Powykręcane, pochylone i smutne.
Wtedy to nie miało żadnego znaczenia. Przez całą zimę rysowałam i planowałam ogród swoich marzeń. Oglądałam wszystkie możliwe programy o ogrodach, czytałam pasjami wszystko co mi wpadło w ręce i nie mogłam się doczekać wiosny. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz